Jest już całkiem późno. Chwila ciszy i spokoju już dawno tak
nie było. Mogę coś napisać.
Przygotowań całą masa, sprzątanie, gotowanie, pieczenie. W
tym roku wszystko na ostatnią chwilę, bo duży Kawka jak na złość ostatni
miesiąc od rana do nocy musiał pracować. Małemu Kawce powróciły kolki, a żeby
było ciekawie idą zęby, przez co maruda z niego, i tylko na rączki i tulimy.
Mimo, że czas nas nie lubi i za szybko ucieka to daliśmy radę i w trzy dni
ogarnęliśmy wszystko tak jak trzeba. Posprzątaliśmy mieszkanie, zrobiliśmy
zakupy i świąteczne stroiki. Z
pieczeniem i gotowaniem też poszło gładko, no może z małymi wpadkami, ale kto
nie wie ten się nie zorientuje;) (nikogo nie otruje, bez obaw). Z wybieraniem
naszej choinki, jak co roku nie było łatwo. Ta nie bo krzywa, ta za wysoka,
inna za droga, ale udało się i stanęła w naszym salonie. Piękna jest, a w domu
pachnie lasem, pomarańczami i piernikami. To nasze pierwsze święta we troje
wiec zależało mi, aby wszystko było jak należy.
I tak było.
Święta minęły nam spokojnie, w miłej i rodzinnej atmosferze.
Lubię ten gwar przy stole i wspólne świętowanie. Głośno, dużo jedzenia no i
prezenty.
Wojciech zachwycony był kolędami w wykonaniu rodziny,
kolorowymi światełkami na choince i wszystkimi prezentami od gwiazdki. Nie przeszkadzało mu też bycie w centrum
uwagi, tu na rączki, tam na rączki,lepiej być nie mogło :)
Zdjęcia byle jakiej jakości bo z telefonu. Nasz aparat jak na złość kaput.
Kotu jak zwykle od prezentów woli opakowanie :)