czwartek, 2 stycznia 2014

Tak mnie wzięło na ckliwości

Mam szczęście. Doświadczam w swoim życiu przyjaźni. Gdzieś przeczytałam, że są takie wydarzenia, które przeżyte wspólnie muszą zakończyć się przyjaźnią. Przegrzebując moje „pudełko wspomnień” (czerwony karton z Ikea, przeżył ze mną sześć przeprowadzek w tym cztery studenckie, przez co ledwo się trzyma) stanowczo stwierdzam, że coś w tym jest. Przeglądając te wszystkie skarby gromadzone latami, wspominam z uśmiechem mnóstwo wspaniałych chwil, które połączyły nas w przyjaźń.
To harcerska przygoda połączyła mnie w przyjaźni, a później miłością z moim Kawką. Wspólne biwaki, zloty, rajdy. Ślub też był harcerski z czerwonymi koralami jak mówi tradycja i „harcerską miłością”. Teraz wspólnie budujemy nasze życie mając i przyjaźń i miłość i nasze największe szczęście – małego Kawkę.
Przyjaźń siostrzana, to zupełnie inna przyjaźń. Któż może znać mnie lepiej. To ona wymyślała dla mnie najlepsze bajki na dobranoc i uczyła rysować księżniczki. Zawsze kryła mnie przed rodzicami i gdy trzeba było usprawiedliwiała wagary. Doradzała w każdej sprawie. Wiele lat dzieliły nas tysiące kilometrów, mimo to zawsze mogłam na nią liczyć i tak jest do dziś, z tą różnicą, że już jest blisko.
Przyjaźnie z dziecięcych lat, ze szkolnej ławki, z harcerstwa, z czasów studenckiego życia. Przyjaźnie, te na chwilę i te, które zostają na całe życie. Każda z nich daje mi coś od siebie i coś po sobie zostawia. Każda jest inna. Każda wyjątkowa.

Cieszę się, że mimo kilometrów i nadmiaru obowiązków czasami udaje nam się znaleźć dla siebie chwilę lub dwie.


Kotu udaje, że jest tygrysem i pilnuje mych skarbów :)




2 komentarze: